wtorek, 8 marca 2011
"Kolorowe wzgórza" - od 4 marca w kinach!
Witajcie po długiej przerwie! W natłoku różnych mniej i bardziej ważnych spraw zaniedbałem bloga, postaram się to nadrobić. Na razie gorąco polecam film pt. "Kolorowe wzgórza", który można obecnie oglądać w kinach studyjnych. Jest to fabularny debiut Carlosa Cesara Arbelaeza - kolumbijskiego dokumentalisty, który z wyczuciem i bez taniego efekciarstwa pokazał cały bezsens i grozę ciągnącej się latami wojny domowej w Kolumbii.
Poniżej moja krótka recenzja, która czeka właśnie na publikację na "Stacji Kultura".
Kolorowe wzgórza (Los colores de la montana) - recenzja
Poniżej moja krótka recenzja, która czeka właśnie na publikację na "Stacji Kultura".
Kolorowe wzgórza (Los colores de la montana) - recenzja
„Ludu do broni! Zwycięstwo albo śmierć!” – to patetyczne wezwanie ktoś nabazgrał sprayem na murze szkoły podstawowej w niewielkiej górskiej osadzie, zamieszkiwanej przez rolników i ich rodziny. Trudno tam znaleźć „zwycięzców”, za to śmierć wciąż zbiera obfite żniwo.
Debiutanckie dzieło Carlosa Cesara Arbelaeza pt. „Kolorowe wzgórza” ukazuje tragiczne losy mieszkańców kraju wyniszczonego przez wieloletnią wojnę domową i bezsensowną przemoc. Przemoc, której ofiarą padają nie tylko strony wybuchających wciąż na nowo starć zbrojnych, ale również cywile, próbujący ułożyć sobie życie z dala od wojennej zawieruchy. Sam tytuł filmu z pewnością nie oddaje grozy sytuacji, w jakiej znajdują się jego bohaterowie.
Tytułowe „Kolorowe wzgórza” to kolumbijska wyżyna La Pradera – region niezwykle malowniczy, z zachwycającymi krajobrazami (dodajmy: znakomicie tu sfilmowanymi). Ale na tle tej rajskiej krainy co chwilę rozgrywa się ludzki dramat, gdy na skutek starć partyzantów z paramilitarnymi bojówkami cierpią mieszkańcy górskich osad, wystawieni na ciągłe niebezpieczeństwo, niezależnie od tego, czy angażują się w konflikt po którejś ze stron, czy też próbują żyć w pokoju. Partyzanci, wyznający dawno przebrzmiałą marksistowską ideologię, próbują zmusić miejscową ludność do współpracy, z kolei wojska rządowe i paramilitarne bojówki w każdym widzą zdrajcę i kolaboranta. Nie ma więc dobrego wyjścia z tej sytuacji. Można próbować ucieczki, ale nie ma w Kolumbii takiego miejsca, w którym można czuć się bezpiecznie.
Arbelaez ukazuje kolumbijski konflikt w sposób dosyć nietypowy, nie szafując brutalnością i nie starając się zszokować widzów dosłownością aktów przemocy. Bazuje raczej na niedopowiedzeniu, zasugerowaniu tego, co wkrótce się wydarzy. A wszystko zostaje ukazane oczami dzieci, które nie do końca zdają sobie sprawę z tego, że wokół nich toczy się nieustanna wojna. To właśnie dzieci wprowadzają do filmu szczyptę humoru, pozwalając widzom zapomnieć przynajmniej na chwilę o powadze sytuacji. Oddają się swoim marzeniom, tak jak Julian, który wierzy w romantyczną wizję wojny, dlatego kolekcjonuje naboje - chce pójść w ślady starszego brata i zostać partyzantem. Tak jak Manuel, który marzy o tym, że zostanie słynnym bramkarzem i niemal każdą wolną chwilę spędza na grze w piłkę z kolegami. Wkrótce jednak ich ulubione boisko zamieni się w pole minowe.
„Kolorowe wzgórza” to film o utracie dzieciństwa i złudzeń w rajskiej krainie, którą ludzie wciąż zamieniają w piekło. Jest to debiutanckie dzieło Carlosa Cesara Arbelaeza, który już został doceniony podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego San Sebastian, gdzie otrzymał nagrodę za najlepszy debiut. Wcześniej zasłynął jako rzetelny dokumentalista, unikający politycznej agitki. Również w tym filmie nie widać poparcia, ani nawet sympatii do żadnej z walczących stron. Zarówno żołnierze, jak i partyzanci ukazani zostali jako anonimowi oprawcy, którzy w każdej chwili mogą wyłonić się z dżungli otaczającej wioskę. Pod pretekstem walki w słusznej sprawie, dopuszczają się wielu zbrodni, ale chyba najgorszą z nich jest niszczenie dziecięcych marzeń.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)