wtorek, 28 czerwca 2011

"Nad morzem" w polskich kinach



Ten film jest jak wakacje w raju. Szkoda, że trwa tylko 73 minuty.
Młody dokumentalista Pedro Gonzalez-Rubio, zajmujący się dotychczas tematyką ochrony przyrody, w swoim fabularnym debiucie pt. „Nad morzem” (Alamar) umieścił na pierwszym planie ludzi, uwieczniając na filmowej taśmie historię pewnej rodziny. Jorge i Roberta są ludźmi z dwóch różnych światów. On jest synem meksykańskiego rybaka, ona mieszka w wielkim mieście i nie potrafi wyobrazić sobie egzystencji z dala od cywilizacji. Dlatego nie mogą żyć razem, choć niegdyś łączyły ich gorące uczucia. Owocem związku Roberty i Jorge’a  jest pięcioletni dziś Natan, żyjący na granicy tych dwóch, nieprzystających do siebie światów. W wakacje ojciec zabiera go do swojego domku nad morzem.
Miejsce akcji – rafa koralowa nad Morzem Karaibskim – nie jest tylko tłem wydarzeń lecz integralną częścią życia bohaterów. Jorge mieszka wraz z ojcem w drewnianej chatce na palach, w pobliżu Banco Chinchorro – rozległej rafy koralowej, położonej niedaleko meksykańskiego wybrzeża. Żyją skromnie, z połowu ryb a mimo to wyglądają na beztroskich i zadowolonych. W czasie wakacji Jorge opiekuje się Natanem, wtajemnicza go w sztukę nurkowania, łowienia i patroszenia ryb, pokazuje mu różne gatunki zwierząt a rezolutny chłopiec szybko uczy się szacunku do bogactwa świata przyrody.



Zażyłość łącząca ojca i syna wygląda bardzo naturalnie – nic dziwnego, skoro na ekranie widzimy nie zawodowych aktorów lecz tzw. naturszczyków. Nie ma tu żadnej gry aktorskiej. Pedro Gonzalez-Rubio, wykorzystując swoje wyczucie dokumentalisty, zarejestrował po prostu na taśmie filmowej kilka wspólnych dni Meksykańskiego rybaka Jorge Machado i jego syna Natana (Jorge wygląda trochę jak współczesny Robinson Cruzoe – długowłosy, szczupły i z bródką). Ważną postacią jest również mieszkający z nimi dziadek Natana – Nestor Marin, który opowiada, że chociaż codziennie robi właściwie to samo, nie czuje się stary ani znudzony. Wieczorem popija sobie beztrosko kawę w swojej skromnej, drewnianej chatce i po prostu spogląda na morze. Rano jest wypoczęty i gotowy do pracy. Tak niewiele potrzeba mu do szczęścia.
Relacje łączące bohaterów są pełne szacunku i zupełnie zaprzeczają wizerunkowi rodziny, utrwalonemu w wielu latynoskich filmach. Ojciec nie jest tu despotą, nie wychowuje syna w kulcie macho, traktuje chłopca życzliwie i wyrozumiale. I co najdziwniejsze, chociaż meksykańscy rybacy są biedni i żyją z dnia na dzień, obserwuje się ich z rosnącym poczuciem zazdrości. Nigdzie im się nie śpieszy, nie gonią za pieniędzmi, nie biorą kredytów na mieszkanie ani na samochód – wystarczy im stara łódka. Mimo to wydają się szczęśliwsi, niż my – zabiegane mieszczuchy, odkładający kasę na kilka dni urlopu w zatłoczonych nadmorskich kurortach.



Znakomite zdjęcia ukazują piękno meksykańskiej rafy koralowej i mieniącego się wszystkimi odcieniami błękitu Morza Karaibskiego. Dokumentalny styl, oszczędny w dialogi, w tym wypadku nie nuży  lecz pozwala lepiej się przyjrzeć ulotnym chwilom, jakie łączą ojca i syna, zanim ten drugi powróci do cywilizacji. Aż chciałoby się tam być razem z nimi.



Jeśli zatem nie macie czasu lub pieniędzy na wakacje (lub jednego i drugiego), obejrzyjcie „Nad morzem” – spokojne, słoneczne, latynoskie kino z dobrym przesłaniem. Nie przeszkadza nawet jawnie ekologiczna wymowa filmu, gdyż pozbawiony jest nachalnego dydaktyzmu, jak to się często zdarza w dokumentach przyrodniczych. Szkoda, że film trafił na polskie ekrany na chwilę i w zaledwie kilku kopiach. Wybierzcie się na niego koniecznie. „Nad morzem” odpoczniecie i naładujecie się pozytywną energią.


piątek, 24 czerwca 2011

Brazylijskie klimaty w kinie Muranów - relacja

W okolicach kina Muranów w Warszawie pojawiły się pozytywne wibracje, za sprawą grupy Fundacao Internacional Capoeira Artes das Gerais, która w czwartek (23 czerwca) dała brawurowy pokaz brazylijskiej sztuki walki z rozbudowanymi elementami tańca - capoeira, wraz z odtworzeniem związanego z nią rytuału roda. Uczestnicy walki utworzyli zamknięty krąg, do którego wchodzili capoeiristas, aby stoczyć symulowaną walkę. Jej rytm wyznaczała orkiestra grająca na rytualnych instrumentach zwanych berimbau. Jednocześnie wszyscy uczestnicy zabawy śpiewali radosne pieśni.









Jak widać na niektórych zdjęciach, wokół kręgu capoeiristas zebrała się spora grupa zainteresowanych gapiów. Nawet przypadkowi panowie kloszardzi przystanęli na chwilę w drodze do sklepu monopolowego, aby podziwiać występ.
Była to nowoczesna, widowiskowa i niezwykle radosna odmiana capoeiry, spopularyzowana przez człowieka o przydomku Mestre Bimba, którego życie i dzieło przybliżył polskim widzom dokument pt. "Mestre Bimba: A Capoeira Iluminada", wyświetlony w kinie Muranów zaraz po pokazie.
Kto nie widział, może sobie na pocieszenie obejrzeć filmik, który nakręciłem podczas pokazu pod kinem Muranów:


Niezwykle cieszy mnie fakt, że w naszym pięknym kraju wzrasta zainteresowanie latynoską kulturą (w tym oczywiście filmami). Sprawdzajcie repertuar kin, bo przybywa tam ciekawych propozycji. Już w poniedziałek (27 czerwca) w kinie Muranów odbędzie się pokaz przedpremierowy hiszpańskiego filmu pt. "Chico i Rita" z udziałem reżysera Javiera Meriscala. Polecam!

http://www.muranow.gutekfilm.pl/text.php?id=9ac3d56482755c1

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Capoeira w Muranowie!

Jeśli nie chcecie w święta siedzieć w domu, polecam wydarzenie specjalne w kinie Muranów: 23 czerwca będzie tam można zobaczyć dokument, poświęcony człowiekowi o przydomku Mestre Bimba, który spopularyzował capoeira - niezwykle widowiskową sztukę walki, stworzoną przez niewolników sprowadzanych z Afryki na brazylijskie plantacje aż do drugiej połowy XIX w.
Największą atrakcją będzie jednak pokaz capoeira w wykonaniu grupy Fundacao Internacional Capoeira Artes das Gerais oraz zaproszonych gości. Pełny program wydarzenia na stronie kina Muranów:

http://www.muranow.gutekfilm.com.pl/text.php?id=40cc09775d51f32

czwartek, 16 czerwca 2011

Półtorej godziny męki, czyli "Rok przestępny" Michaela Rowe

W kinach studyjnych możemy oglądać meksykański dramat "anty-erotyczny", opowiadający o chorym związku dwojga mocno wykolejonych ludzi. "Rok przestępny" w reż. Michaela Rowe, choć wzbudził zachwyty krytyki podczas ubiegłorocznego festiwalu w Cannes, dla mnie jest filmem nieudanym. Wymęczyłem się okrutnie podczas półtorej godziny seansu... Poniżej moja recenzja ze strony stacjakultura.pl:

http://stacjakultura.pl/4,21,20757,Rok_przestepny_recenzja_filmu,artykul.html

Mimo wszystko, zachęcam do dyskusji tych, którzy oglądali, może macie bardziej przychylne zdanie na temat tego filmu? Piszcie, komentujcie :)